Relacja Łukasza Bardeli z II Ligi Seniorów w Poroninie

Miło nam zaprezentować relację Łukasza Bardeli z II Ligi Seniorów rozgrywanej w Poroninie:

Na początku pragnę przeprosić, za tak późne napisanie relacji z II ligi w Poroninie. Przez dwa tygodnie po rozgrywkach musiałem wszystko rzucić i zająć się naglącymi sprawami zawodowymi, a później uzupełniać braki, stąd takie opóźnienie. No i trochę ambitnie do niej podszedłem, chcąc, aby była w miarę obszerna i oddała atmosferę turnieju. Pisałem ją częściowo już w czasie rozgrywek, a częściowo w domu korzystając z notatek, wyników oraz mojej pamięci.

Przed wyjazdem

II liga szachowa zapowiadała się pomyślnie, za sprawą silnego (najsilniejszego dotychczas?) składu.

1. Vaidas Sakalauskas

2. Krzysztof Chojnacki

3. Jan Musiałkiewicz

4. Łukasz Bardeli

5. Paweł Musiałkiewicz

6. Jagoda Gołek

Vaidas, Jagoda i piszący te słowa Łukasz graliśmy już wcześniej w barwach LKS Chrobry w miarę regularnie. Jan dołączył do nas ostatnio, a dla Pawła i Krzysztofa był to debiut w barwach Chrobrego. Zanosiło się, że będziemy na liście rankingowej w TOP 3 „spokojnie”, biorąc pod uwagę, że awansują pierwsze trzy drużyny. Takie też informacje roznieśliśmy wszędzie. Jednym słowem ten sezon zanosił się jako najlepszy, aby zapewnić sobie awans do I ligi. Niestety, kiedy zobaczyliśmy oficjalną listę startową, miny nam zrzedły. Nr 1 Akademia Szachowa Gliwice była poza zasięgiem, a my dostaliśmy 4 numer startowy. O drugie miejsce teoretycznie mogły walczyć kilka drużyn, gdyż różnice rankingowe były minimalne.

Przed wyjazdem odwiedził mnie w domu prezes, dając ostatnie wskazówki i wytyczne, mówiąc niczym prezes Klubu Tęcza Ryszard Ochódzki, „panie Łukaszu, jako kapitan drużyny jest pan odpowiedzialny, za wyjazd, za wynik, za awans, za wszystko …”. Taką to oto odpowiedzialnością pierwszy raz zostałem obdarzony, skończyłem pakowanie przed wyjazdem i położyłem się spać.

6 września

Wyjazd był rano pociągiem o 5:46 z Poznania do Krakowa Głównego, a następnie PKS do Poronina. Piszącemu te słowa przyszło wstać o 3 rano, aby zdążyć, gdyż ja podróż zaczynałem z Gniezna. Droga można by powiedzieć, że minęła bardzo spokojnie i przyjemnie, gdyby nie fakt, że ostatnie 3,5 km w Poroninie do Ośrodka Limba przyszło nam wszystkim dojść pieszo z bagażami. Bagaże może nie były takie ciężkie, ale strasznie niewygodnie się je niosło, gdyż nikt nie miał torby lub plecaka przystosowanego do długiego transportu.

Ośrodek bardzo wygodny. Sauna basen, jacuzzi na miejscu za 10 zł / h , czym Vaidas nie mógł się nadziwić, że tak tanio. Jedzenie bardzo dobre, szwedzki stół gdzie było różnego rodzaju jedzenie, świeże, dobrej jakości: surówki, serki, wędliny, jajka, ciasto, bułeczki, parówki, kiełbaski, mleko i płatki oraz… ekspres do kawy serwujący cappuccino i kawę za jednym wciśnięciem klawisza. Pokoje wygodne, z łazienkami i prysznicem oraz telewizorem. Sala gry w tym samym miejscu. Jednym słowem, wiadomo było, że jak nie awansujemy to nie będzie to wina warunków gry.

Co do drużyny to zakwaterowanie w pokojach następuje w formie losowania monetą, bez wcześniejszego ich zobaczenia.   Z Vaidasem jesteśmy w jednym pokoju, wspominamy jak to się kiedyś grało, kiedy średnia wiekowa była wyższa. No cóż, teraz to ja się poczułem „staro” na tle innych i dobrze, że był Vaidas.

7 września I runda

Postanowiliśmy ja z Janem i Pawłem (bracia bliźniacy, którzy dostali imiona nadane na cześć papieża Polaka) codziennie rano biegać ok. 10 km przed śniadaniem. Rano ciężko wstać, rozgrzać mięśnie i zimno. Tego dnia zrobiliśmy niecałe 7 km na początek, ale połowa tej trasy była pod górkę.

Mecz zaczynaliśmy o godz. 15. W pierwszej rundzie przyszło nam się zmierzyć z Hetmanem Konin. Mecz nie był trudny. Wygraliśmy 4,5-1,5. Jeżeli chodzi o moją partię, to miałem do siebie duże pretensje, że uzyskując po debiucie wygraną pozycje, zgubiłem połówkę, robiąc bardzo dużo błędów związanych z realizacją przewagi, próbując jeszcze wymęczyć trudną do wygrania końcówkę wieżową. Podobnie miał Paweł na V szachownicy, który także nie wykorzystał swojej szansy kiedy hetmany jeszcze stały i męczył przeciwnika łącznie 6h przez co udaliśmy się na kolacje z bardzo dużym opóźnieniem bo po godz. 21 (normalnie wydawanie do 20:30), ale wszyscy razem w jednej grupie. Nikt nie poszedł wcześniej. Jednak mecz pewnie wygrany, a utracone szanse nie wpłynęły na jego wynik i o to chodziło.

8 września – II runda

Tego dnia przyszło nam grać mecz z Grudziądzem. Wygraliśmy go pewnie 5,5-0,5. Tylko Jan narzekał, iż „nie docisnął”, ale powiedziałem, że może to lepiej, bo jeszcze woda sodowa by nam uderzyła do głowy. Przy stanie 6-0 prowadzilibyśmy w turnieju. Widać poranne przebieżki i wieczorne sauny oraz zdrowy tryb życia (bez nawet odrobiny alkoholu), procentuje.

9 września – III runda

Tego dnia przyszło nam grać z Wisznia Mała. Nie wiem czemu ten mecz na forum strony Chrobrego wywołał takie poruszenie. Był ona dla nas zimnym prysznicem i przegraliśmy go z powodu dobrego przygotowania przeciwników. Pierwszy przegrałem ja swoją partię w dodatku białymi i w debiucie Retiego. Przeciwnik się przygotował, a ja poszedłem na wątpliwą strukturę pionkową, która już wcześniej mi się nie podobała, ale wtedy udawało mi się w większości jakość z tego wychodzić. Wpierw należy wymieniać pionki c:d a potem grać e4. Kiedy po posunięciu Gc3 wydawało mi się, że uzyskuję przewagę, przeciwnik znalazł ofiarę pionka, która zapewniła mu czarne pola i długotrwałą inicjatywę. W niedoczasie będąc pod naciskiem,  nie potrafiłem znaleźć jedynych (bardzo pasywnych) posunięć utrzymujących wyrównanie i przegrałem. Vaidas dostał trudną pozycje przed niedoczasem, a po niedoczasie pozwolił przeciwnikowi wyrobić drugiego wolnego pionka na królewskim skrzydle i nie było sposobu zatrzymania dwóch pionków mimo skąpego materiału i wolnego pionka d. Krzysztofowi udało się przejść do remisowej końcówki wieżowej, którą przeciwnik grał do gołych króli. Po meczu w jacuzzi przeciwnik Krzysztofa powiedział, że przygotował swojego kolegę grającego z Pawłem na 5 szachownicy i ma swój udział w jego zwycięstwie w ostrym  gambitowym wariancie 1.d4 d5 2.c4 c6 3. Sc3 e6 4. e4!?. Mecz przegraliśmy 4-2.

10 września – IV runda

Po wcześniejszej porażce była chwila refleksji, że aby awansować możemy sobie pozwolić co najwyżej na jedną przegraną i remis, pamiętając, iż przed nami Akademia Szachowa Gliwice. Prezes zadzwonił, aby się zapytać jakie nastroje. Ten dzień pamiętam, że wszyscy przynajmniej 2h się przygotowywali do partii. Po śniadaniu wybraliśmy się na spacer do Poronina (tym razem już bez bagaży), który w większości nam minął na rozmowie o najnowszych technologiach i usługach operatorów. Bynajmniej ten temat nie wyszedł ode mnie. Nie tym razem. Byliśmy nawet w jakimś Muzeum Kultury w Poroninie, ale ogólnie nic ciekawego tam nie znaleźliśmy do podziwiania.

Do swojego przeciwnika postanowiłem się przygotować grając Obronę Grunfelda. Miałem dwie stare partie, w których zagrał on system wymienny. Ponieważ są to długie i wymagające ostrożności warianty, spędziłem sporo czasu na ich przypominaniu i próbie zapamiętania, aż mnie rozbolała głowa. Jak to bywa rywal wybrał spokojne 5.e3 i całe przygotowanie poszło na przyszłość. Wygrałem z powodu pasywnej gry przeciwnika. Zanim wróciłem na salę gry z aparatem, Vaidas i Krzysztof podpisali remis. Widząc moją wygraną oraz obiecujące pozycje na pozostałych deskach uznali, iż nie warto ryzykować. Przeciwnik Pawła grał jeszcze bez wieży kilka ruchów licząc na cud w postaci złapania mata lub wiecznego szacha, a Jagoda grająca najdłużej uratowała pół punktu w wydawało się przegranej pozycji. Wieczorem oglądaliśmy mecz Polska – San Marino w tv.

11 września – V runda

Mecz z YMCA Warszawa zaczynał się dobrze. Uzyskałem po debiucie przewagę, ale niestety przeciwnik się przebudził, wykonał serię jedynych manewrów i po 20.Nd5 uznałem, że najlepszym posunięciem jest wymiana niebezpiecznego skoczka, co doprowadziło do różnopolowych gońców i remisu mimo mojej oczywistej przewagi. Komputer potwierdził moje przypuszczenia, że jedyną szansą było nie wymieniać skoczka, ale podczas partii uznałem to za dające zbyt dużo gry i sytuacja meczowa na szachownicach nakazywała pilnować połówki. Wtedy już czułem moją słabość w liczeniu wariantów w tym turnieju i wolałem nie iść na tego typu pozycje. Jan wygrał, gdyż przeciwnik przed kontrolą zlikwidował nie tego pionka co trzeba, co pozwoliło mu pomaszerować pionkiem a. Emocje były. Krzysztof grał bez pionka,  Paweł bez jakości, a połówka wystarczyła do wygrania meczu. Przyznam się, że bardziej liczyłem na Pawła, zwłaszcza, że Krzysztof po heroicznej obronie musiał oddać jeszcze figurę za dwa piony. Okazało się jednak, iż przeciwnik nie potrafił wygrać W+2p+S na W+3p z pionami na jednym skrzydle i tym remisem wygrywamy mecz, którego Krzysztof jest bohaterem.

12 września VI runda

Mecz z Gostman 83 Gostynin. Trudny przeciwnik. Mi przyszło grać z bardzo niewygodnym zawodnikiem, “mistrzem blitza” Kamilem Plicthą. Przy okazji dodam, że wygrał on zdecydowanie zorganizowany turniej blitzowy. Dobry kombinacyjnie, szybko liczy warianty.  Pierwsze moje przygotowania to białymi gram agresywny wariant przeciwko obronie królewsko-indyjskiej. Przygotowałem się z podręczników i silnika na wszystkie agresywne warianty. Kiedy byłem już zdecydowany, przeglądałem partie aby się przekonać, że zawodnicy 2500 Elo przegrywali z lepiej przygotowanymi 2000 Elo, a ja nie czułem się w tym specjalistą i liczenie wariantów szło mi w tym turnieju bardzo opornie! Zatem ponownie przejrzałem wszystkie partie, aby zorientować się, iż mój przeciwnik gra praktycznie mój repertuar debiutowy na ruch królewskiego piona, zatem … może lepiej by zagrać 1. e4 w pierwszym ruchu i wybrać wariant z którym ma się czarnymi kłopoty? Ci co mnie znają wiedzą jaki byłby to szok dla innych. Jednak takie posunięcie byłoby zbyt podejrzane, przez co zmieniłby rodzaj obrony, a ja nie mam tak szerokiego repertuaru białymi zaczynając królewskim pionkiem.  Jednak przeciwnik mi pomógł i po 1. Sf3 g6 2. e4! i na to już miałem opanowane wszystkie warianty. Okazał się to strzał w dziesiątkę. Niestety uzyskanej przewagi piona, nie udało mi się zrealizować. Przeciwnik się bronił dobrze, a ja nie wykorzystałem kilku szans w końcówce wieżowej wpadając dodatkowo w niedoczas. Kolejny raz się przekonałem jako strona silniejsza, że wszystkie końcówki wieżowe są remisowe. Krzysztof  przegrał z moim kolegą  Piotrem Nguyen przyjmując ofiarę pionka w Gambicie Blumenfelda. W swoim czasie sam zrezygnowałem z grania tego debiutu 1.d4 Sf6 2.c4 e6 3. Sf3 c5 4. d5 b5!? z uwagi na 5. Gg5! po którym nie potrafiłem znaleźć dla siebie wygodnego wariantu. Przyjęcie pionka natomiast uważałem, za bardzo niekorzystne dla przyjmującego. Do dzisiaj teoria na ten temat się nie zmieniła. Wygrana Jana i remis Jagody ustawił wynik meczu. Musieliśmy zdobyć 1,5 punktu z pozostałych partii, przy czym Paweł miał wygraną, a Vaidas lepszą. Kiedy Paweł znalazł manewr wygrywający, Vaidas musiał z pokorą zaproponować remis, chociaż widać było, że kusiła go próba marszu króla “na lewo” i grania na wygraną końcówki wieżowej, co było uzasadnione. Jednak dawanie przeciwnikowi choćby minimalnej, ale realnej szansy gry na wygraną i zremisowanie meczu było dla nas niepożądane, przez to remis. Tym się różni granie w szachach drużynowych od indywidualnych.

13 września rudna VII

Mecz z KSz Polonia II Votum Wrocław był dla nas dramatyczny. Zacznę od swojej partii. Od wcześniejszych partii zauważyłem u mnie poważne problemy z “szybkością myślenia”, w wyniku czego wpadałem w poważny niedoczas. Patrzyłem w szachownicę, wiedziałem, iż muszę znaleźć coś lepszego, a czas nieubłagalnie upływał. Pomimo słabej formy, udało mi się jednak utrzymywać pozytywny wynik dodatni. Starałem się posunięcia “oczywiste” wykonywać możliwie szybko. Partię rozpocząłem od trochę ryzykownego otwarcia, po którym stanąłem gorzej. Jednak dalszą dobrą grą, interesująco poświęciłem pionka i udało mi się prawie wyrównać. Zaskoczony jednak dwoma pasywnymi posunięciami przeciwnika wykonałem szybko roszadę (bo niby co może grozić), po czym po posunięciu Sb5 miałem rozbitą pozycję. Jak to jest, że Sb5 widziałem w skomplikowanych wariantach z wymianą hetmanów, a nie widziałem wtedy trudno powiedzieć. Tymczasem trzeba było grać G:c3 b:c3 i Ha4 z pełnym wyrównaniem. Przeoczenie spowodowane zbliżającym się niedoczasem.  Jan bardzo ostro grał swoją partię w pewnym momencie wydawało się, że nawet wygraną, jednak komputer pokazał iż ofiara figury była poprawna ale dawała + 0,30. Bardzo uparcie bronił końcówkę dwa skoczki na wieżę, ale niestety, to co komputer bez problemu by utrzymał, to człowiekowi jest trudniej i przegrał, nie widząc jedynej obrony godnej studium. Paweł zremisował gorszą końcówkę. Ciekawa była natomiast partia Vaidasa z Piotrem Dobrowolskim. Przeciwnik mając lepszą pozycje  (skoczek był silniejszy od gońca) tuż przed kontrolą zagrał nieopatrznie wieżą, po czym posunięcie pionkiem f4 rozbiło jego pozycję i Vaidas po kilku posunięciach dostał wygraną. Ciekawy był dalszy ciąg, jaki wydarzył się na kolacji i w saunie (bo gdzieżby indziej) . Mianowicie przeciwnik zapytał się Vaidasowi, czy jakby zagrał Sf5 zamiast Wg6, to też by nastąpiło “programowe” f4, dostał odpowiedź, że “nie wiem, ale pewno tak, ale musiałbym pomyśleć”. Na to Piotr Dobrowolski, to wtedy zagrałbym S:g3 z wygraną czarnych. Sprawdziłem, tak było. Zatem mecz zakończony szczęśliwie remisem i ciągle walczymy o awans.

14 września runda VIII

Mecz z KSz Sielesia JAS-FBG Racibórz. Napięcie sięga zenitu z wielu powodów. Pierwszy to, że nie wiadomo jak wrócić do domu i czy znajdziemy miejsce w autobusie. Komunikacja tutaj nie jest zbyt szczęśliwa. Niektórzy kombinują z rezerwacją telefoniczną. Wpierw trzeba się dostać do Zakopanego, a później jakiś autobus chociaż do Krakowa, jak nie do Poznania. To 9 godzin jazdy. Oczywiście na głowie kapitana jest o to zadbać. Oceniamy, że 1,5 punków z ostatnich dwóch meczów da nam awans. Przeciwnik bardzo trudny i od rana trwają przygotowania. Vaidas przygotowuje się na swoje zawodnika, który w latach młodości był bardzo zdolny, aż nie przestał grać w szachy po wyjeździe do USA. Na wszystkich deskach przeciwnicy przynajmniej równi. Cieszymy się, że nie dostaliśmy Akademii Szachowej Gliwice. Łudzimy się, że w ostatniej rundzie będą chcieli zagrać na remis, aby mieć pewny awans. Przecież jak chcemy być w TOP 3 na 32 zespoły to nie możemy nie grać z nr 1 i zwycięzcą. To przecież niemożliwie na dystansie 9 rund! Krzysztof jak zwykle solidny punkt drużyny wygrywa partię. Patrzę na partię Vaidasa i widzę znany mi wariant w partii angielskiej. Niestety Vaidas zaskoczony systemem na  jego 3…d5 w symetrycznej angielskiej, nie wie jak reagować i szybko dostaje przegraną zarówno psychologicznie jak i na szachownicy. Przeciwnik przygotował się na mnie, ale po długim zastanowieniu postanowiłem przyjąć rękawicę i wybrałem ostry wariant po którym dostałem przyjemną pozycję. “Wszystko to, co grający obronę Benoni chciałby uzyskać” jak to powiedzieli bracia. Pierwsza moja niedokładność to posunięcie d:e zamiast “klasycznego” B:e4, które zapewniało symboliczną przewagę. Liczyłem, że zdążę się przestawić Bf1 i doprowadzić do c4-c5 co da mi przewagę. Właśnie w tym momencie mój przeciwnik zaczął wykonywać całą serię jedynych (!) manewrów skoczkami, grając jak mistrz i mi to uniemożliwił. Sporo wysiłku mnie kosztowało, aby utrzymać wyrównanie i nie doprowadzić do blokady swojego skrzydła hetmańskiego. Niestety, wpadłem w niedoczas grając na +30 sekund, bo przy moim wolnym myśleniu sprawiło, że nie sprostałem wymaganiom kombinacyjnym pozycji. Nie widziałem np., że mogłem pchać pionka a, gdyż na Sd1 i atak na punkt f2 mogłem się wybronić z nadmiarem grając f2-f4 co dawało nawet wygraną. Na końcu cała nadzieja była w Jagodzie, która jednak dostała ciut gorszą i kompletnie zablokowaną pozycję, której przeciwniczka nie chciała otworzyć. Musząc grać na wygraną nie znalazła manewrów jakie wskazał Vaidas, które wprawdzie dawały teoretycznie gorszą pozycję (przegraną), ale otwierały szansę gry na wygraną. Tak więc przegrywamy mecz i wiemy, że nawet jak jutro wygramy, to nie mamy pewności, że awans nas spotka. Morale w drużynie jednak wysokie. Pierwsza dobra wiadomość to kojarzenie do ostatniej rundy. Nie gramy z Akademią Szachową Gliwice! Zatem będą odbierać innym punkty, czyli naszemu rywalowi KSz Wieża Pęgów. Cud kojarzeń! Obserwujemy KSz Polonia II Votum Wrocław aby nie wygrali z UKS Rotmistrzem II Grudziądz. Remis ich,  to w razie naszej wygranej my prowadzimy małymi punktami. Ale nie uprzedzajmy faktów…

Runda IX 15 września

Poranek bardzo nerwowy. Vaidas wstał wcześniej przygotowując się do partii stale myślał, co mu przeciwnik może zagrać. Dodatkowo na jego głowie, był problem powrotu, gdyż musiał wcześniej niż my zdążyć do domu. Ja również nie mogłem spać, myśląc o zbliżającym się meczu oraz o tym, że nie tylko my decydujemy o ewentualnym awansie, a także o problemach z powrotem, czy znajdzie się dla nas miejsce w autobusie. Po śniadaniu dowiadujemy się, że przeciwnicy przesuwają skład, zatem całe moje przygotowanie spełza na niczym. Jakie duże było zmęczenie u graczy dało się zauważyć na sali gry, ale o tym później.

Co do meczu, to niewiele o nim mogę powiedzieć. Szybki remis Vaidasa, nie pamiętam jak u innych, ale wyraźnie było widać, że wygrywamy i nie powinno być niespodzianek. Dlatego zdecydowałem się na ryzykowne poświęcenie hetmana (nie ufałem swojej formie w długim męczeniu pozycji) licząc w bardzo długim forsownym wariancie, że powinienem wygrać, zamiast odbijać pionka S:a4 z małą przewagą.  Przeciwnik znalazł Hd5 (bicia nie należą do obowiązkowych) po czym już niewiele mogłem zrobić, będąc dobity psychologicznie. Nawet koledzy z drużyny widząc tę ofiarę hetmana, nie mogli uwierzyć, iż nic się nie dało zrobić, a ja musiałem tę pozycje ocenić  10 posunięć wcześniej! Obserwujemy mecz Polonia II Votum Wrocław. Zostają dwie szachownice, gdzie na I szachownicy IM Dobrowolski ma z Kosiorkiem dużą przewagę (pionek i osłabiona pozycja króla) w pozycji ciężkofigurowej, a na II Wieczorek z Kukuła ponad wystarczającą  rekompensatę za jakość (pionek, para gońców i lepsza struktura). Polonia musi wygrać obie partie, ale obie wydają się wygrane i ich zawodnicy mają wyższe rankingi od swoich “mniej doświadczonych” przeciwników. Zatem liczymy, że któryś z zawodników się pomyli. Na I oceniamy, że jest przegrana definitywnie. Paweł, którego partia po zmiennym przebiegu przeszła do gorszej (ale remisowej) końcówki wieżowej widząc, że mecz mamy wygrany obserwuje nerwowo partię Polonii, gdyż Akademia Szachowa rozgramia naszych potencjalnych rywali 6-0. Vaidas zbiera się i prosi, aby go odprowadzić na autobus. Przedtem jednak zaglądamy na salę turniejową i widzimy… że Dobrowolski z Kosiorkiem ma remis, gdyż wszystko się uprościło i nie jest w stanie wykorzystać przewagi struktury przy pionach na jednym skrzydle! Wychodząc patrzymy na partię Jana, który bardziej żył wydarzeniami na innych szachownicach, niż na swojej, zostawia przeciwnikowi nie tego pionka co trzeba, przez co będzie się jeszcze godzinę musiał męczyć, aby utrzymać pozycje w wieżowej końcówce. Rozmawialiśmy o tym z Vaidasem przez resztę drogi. Kiedy podpisany remis na I szachownicy stał się faktem, możemy świętować awans do I ligi!

Jak bardzo zawodnicy byli zmęczeni, niech świadczy zdarzenie u pań w meczu na V stole. Pomimo iż nie było jeszcze niedoczasu a tempo +30 sekund, jedna z zawodniczek przewróciła rękawem skoczka po czym go ponownie ustawiła. Spór było o to… gdzie on stał i pomimo zapisów panie nie potrafiły się zgodzić co do tak wydawałoby się oczywistego faktu. Ostatecznie musiał to rozstrzygnąć sędzia korzystając z transmisji. W partii Wieczorek – Kukuła okazało się, że ten ostatni nie zauważył wtrąconego szacha przy zabraniu figury wykonując błędny manewr taktyczny. Jego przeciwnik odruchowo odbił i dopiero później dostrzegł, że wpierw mógł zabrać wieżę z szachem, a potem drugą figurę co dało się zauważyć w jego twarzy po wykonaniu ruchu, a przed przełączeniem zegara… Bezcenny widok. Potem oboje Kukuła i Kosiorek spierali się kto powinien być odznaczony za zasługi dla Gniezna.

Zakończenie

Udajemy się na salę odebrać nagrody tzn. medale i dyplomy oraz puchar dla drużyny. Vaidasa niestety nie ma na zakończeniu jak i na ostatnich zdjęciach. Robimy sobie zdjęcie przy “czeku” gdzie jest jakaś kwota, aby się przekonać, że od tego trzeba odprowadzić podatek. Jeden z naszych „bohaterów” ostatniej rundy Kukuła robi nam zdjęcie pamiątkowe. Szybko do pokojów po bagaże i idziemy złapać jakiegoś busa, aby dostać się do Zakopanego.

Podróż powrotna

Niestety busy nie kursują i aby podjechać kawałek do Zakopanego musimy zadzwonić po taxi , który nas zawozi na dworzec PKS w Zakopanym za 60 zł. Na bieżąco jesteśmy na gorącej linii z członkiem zarządu Wiesławem Banachem, który nam sprawdza alternatywne połączenia, w razie jakby nie starczyło na najbliższy autobus dla nas biletów. Na szczęście jest dla nas miejsce i jedziemy bezpośrednio do Poznania, zajmując miejsca blisko siebie w ogonie autobusu. Dopiero wtedy możemy spokojnie wznieść toast za awans! Przed nami długa 9 godzinna podróż, ale mija bardzo przyjemnie. Dyskusje, gry, a głównie analiza partii Carlsen – Aronian, którą śledziliśmy z transmisji live, a jej przebiegł był bardzo zmienny i nie chciało nam się uwierzyć, jak Carlsen mógł to wygrać. Polecam do samodzielnej analizy.

http://www.chessgames.com/perl/chessgame?gid=1731205

Z powodu opóźnienia, w Krakowie staliśmy ledwie 5 minut, zamiast planowanych 25 minut i nie mogliśmy zakupić prowiantu na drogę, przez co zaczynaliśmy być coraz bardziej głodni. Na kolejnym większym przystanku Paweł bohatersko wypuścił się biegiem (wiadomo wysportowany) do sklepu i zdążył przybiec z kupioną  w spożywczym paczką kiełbasek i bułek, czym zaskarbił sobie uznanie i uratował nas przed dalszymi konwulsjami głodowymi.

Na dworzec PKS w Poznaniu przybywamy ok. godz. 2:10 w nocy. Żegnamy się, gratulujemy sobie jeszcze raz awansu i rozchodzimy się. Ja jeszcze muszę wrócić do Gniezna. Dobrze, że dworce PKP i PKS w Poznaniu tak blisko sąsiadują siebie, przez co tachanie ciężkiej torby jest jakość znośne. Mam okazję pierwszy raz zobaczyć nowy dworzec PKP i to w chwili kiedy jest najbardziej wyludniony i nic tam nie działa, poza automatami z kawą. Nie można nigdzie kupić biletów. Kasy zamknięte, automaty chociaż czynne, ale przy zakupie “błąd systemu” niezależnie czym płacisz. Informacja dla tych co trafią na dworzec PKP w nocy, to na dole jest czynna jedna jedyna (!) kasa biletowa, w tunelu łączącym perony, na lewo przy schodach. Przyjmują też płatności kartą. Czekam ponad godzinę na dworcu i jadę pociągiem przed godz. 4:00 rano. Miałem okazję oglądać jak dworzec się wybudza, czyli sporo osób o tej nieludzkiej porze musi jechać do pracy. Jestem w Gnieźnie, przybywam do domu, prysznic i krótki sen, bo w poniedziałek czekały mnie jeszcze sprawy zawodowe.

Podsumowanie

Po wielu próbach i podejściach udało się w końcu LKS Chrobremu Gniezno uzyskać awans do I ligi. Duża w tym zasługa jest szczególnie wszystkich nowych zawodników w drużynie braci Jana i Pawła, a także Krzysztofa oraz stałej zawodniczki Jagody. Zagrali oni na wyższym niż ich przeciętny oczekiwany poziom, zdobywając prawie wszyscy po 6,5 pkt z 9 partii. Nie sposób tutaj pominąć również działań zarządu LKS Chrobry Gniezno oraz zaangażowanie byłych zawodników klubu, działających w lokalnym samorządzie, dyrektora MOK Pawła Kostusiaka, które były pozakulisowe i niewidoczne, a bez których wyjazd drużyny byłby niemożliwy.  Zorganizowanie składu, zapewnienie wyjazdu, organizacja pobytu, sprawy dojazdowe oraz wiele innych drobiazgów, o których tutaj nie wspomnę zadbał zarząd, przez to jadąc tam, na barkach kapitana pozostały tylko minimalne, biurokratyczno – organizacyjne obowiązki, a wszystko co możliwe było już zaplanowane. Nie musieliśmy też nocować jak większość drużyn w obskurnych, daleko położonych od sali turniejowej, ale przez to tylko trochę tańszych pensjonatach.

Postanowiłem tutaj pominąć indywidualną ocenę poszczególnych zawodników drużyny. Najbardziej bym musiał być krytyczny tutaj względem siebie za finisz na ostatnich 3 partiach. Napiszę tylko, że moja początkowa samokrytyczna ocena, po spokojnym przejrzeniu partii była zbyt surowa. Wprawdzie byłem w wyraźnie słabszej formie niż zwykle, co objawiało się wolniejszym niż zwykle myśleniem w czasie partii, co nasilało się w czasie turnieju. W wyniku czego rozgrywałem pierwsze 25-30 posunięć na całkiem zadowalającym poziomie, ale kosztowało mnie to dużo czasu i siły, a ostatnie kilkanaście posunięć w skomplikowanych pozycjach nie potrafiłem już rozgrywać tak samo, mając 30 sekund na posunięcie. Bywało wtedy różnie, jednak przeciwnicy nie chcieli mi robić prezentów, więc proste pozycje utrzymywałem, a bardziej złożone już nie.

Poziom rozgrywek był bardzo wysoki i nie mówię tego na wyrost. Tym bardziej cieszy awans. Jeszcze nigdy wcześniej nie spotkałem się, aby na ostatnich szachownicach III-V męskich  średni poziom przeciwników wynosił ok. 2250 Elo i był tak bardzo wyrównany. Nie było tutaj słabych graczy i rezultat 50% śmiało można by uznać za w pełni zadowalający. Zauważyłem, że na przestrzeni czasu bardzo wzrosła rola przygotowania debiutowego. Dostęp do baz danych on-line, podręczniki debiutowe których coraz więcej się wydaje oraz przynajmniej 2 godzinne przygotowanie do każdej partii sprawiało, że pomimo iż była jedna runda dziennie, to poza graniem w szachy nie było czasu coś jeszcze robić. Szczególnie odczuł to Vaidas, na którego przygotowywano się w złożonych pozycjach wybierając forsowne warianty upraszczające pozycje. Odczuliśmy również brak rezerwowego zawodnika. Bo o ile przeciwnicy mogli zmienić skład na niecałą godzinę przed rundą, o tyle my byliśmy wystawieni na wielogodzinne przygotowanie na kilka godzin przed obiadem. Dziękujemy również za komentarze jakie pojawiały się na forum strony www.lkschrobry.gniezno.pl . Były one czytane na bieżąco.

W przyszłym roku rozgrywki odbywają się również w Poroninie w tym samy ośrodku, zatem gramy już na swoim terenie! Bliskość sali turniejowej, bardzo dobrze wyżywienie, blisko położony basen z sauną i jacuzzi w niskiej cenie (Только десять злотых !!! – Vaidas) dają nam przewagę swojego boiska. Dodam do tego bardzo duże zgranie drużyny. Wszyscy chodziliśmy razem na posiłki, spacery i wzajemnie korzystaliśmy z swoich pomocy szachowych. Każdy wiedział, że wynik drużyny jest najważniejszy i nie trzeba było nikomu o tym przypominać. Do tego nie było bariery językowej wewnątrz drużyny, gdyż bracia Jan i Paweł bardzo dobrze porozumiewali się z Vaidasem w języku rosyjskim, co dla mnie jest zaskakujące, aby uczniowie z tego rocznika tak dobrze mieli możliwość i chęci nauczyć się języka naszego północnego (a właściwie wschodniego) sąsiada, kiedy panuje tendencja na naukę angielskiego i niemieckiego.

Zatem następny cel to rozgrywki w 2014 r. I ligi w Poroninie!


Zobacz także:

Szczegółowe wyniki II ligi seniorów – Poronin, 7-15.09.2013 r.

Strona II Ligi Seniorów 2013

Zdjęcia z Poronina