Szachiści Chrobrego na Węgrzech
W dniach 7-11 kwietnia b.r. pięcioosobowa reprezentacja szachistów gnieźnieńskiego Chrobrego przebywała w węgierskim Esztergom, biorąc udział w imprezach szachowych zorganizowanych przez miejscowy klub.
Najważniejszą z nich był trzydniowy turniej szachów klasycznych o puchar miasta Esztergom (III. Esztergom Kupa FIDE OPEN), który rozegrany został na dystansie 6 rund w dwóch grupach turniejowych: mistrzowskiej i amatorskiej. W silnie obsadzonym turnieju mistrzowskim (z rankingiem FIDE do 2200 punktów) udział wzięło 63 szachistów z Węgier, Słowacji, Rumunii, Niemiec, Norwegii, Nowej Zelandii oraz czterech naszych reprezentantów. Uplasowali się oni na następujących pozycjach: 9 Wiesław Banach – 4 punkty, 30 Mirosław Sobczak, 36 junior Jan Kukorowski – obaj po 3 punkty, 58 junior Dawid Romański – 1,5 punktów. Natomiast w turnieju amatorskim (z rankingiem FIDE do 1600 punktów), w którym startowało 33 zawodników, Jacek Kukorowski zakończył rywalizację na miejscu 23 z dorobkiem 2 punktów. Podczas pobytu nad Dunajem gnieźnieńscy szachiści rywalizowali także w dwóch imprezach o charakterze towarzyskim, które zorganizowane zostały specjalnie z okazji ich przyjazdu do pierwszej stolicy Węgier, którą jest Esztergom. Pierwszą z nich był 9-rundowy klubowy turniej szachów błyskawicznych (P 5’). W stawce 20 uczestników Chrobrzacy zajęli następujące pozycje: 7 Wiesław Banach, 8 Mirosław Sobczak, 9 Jan Kukorowski, 10 Dawid Romański, Jacek Kukorowski nie startował. Drugą były dwa mecze: szachów szybkich (P 15’) oraz szachów błyskawicznych (P 5’), rozegrane pomiędzy drużynami Gniezna i Esztergom. W meczu szachów szybkich Chrobry zwyciężył w stosunku 4-1, zaś popularny „blitz” zakończył się remisem 2,5-2,5. Punkty dla gnieźnian w obu potyczkach zdobyli: Wiesław Banach – 1, Mirosław Sobczak – 2, Dawid Romański – 0,5, Jan Kukorowski – 2, Jacek Kukorowski – 1.
Z uwagi na to, że wyjazd gnieźnieńskich szachistów zainaugurował, miejmy nadzieję, długą i owocną współpracę pomiędzy miłośnikami królewskiej gry z obu miast partnerskich, warto podzielić się refleksjami nieco ogólniejszej natury, nie związanymi bezpośrednio ze sportem szachowym. Podkreślić należy po pierwsze otwartość, życzliwość i uczynność naszych gospodarzy oraz ich, nie tylko deklarowane, bardzo pozytywne nastawienie do Polaków. Po drugie, nie sposób nie wspomnieć o wyjątkowej urody mieście, jakim jest Esztergom. Położone na jednej z najtrwalszych europejskich granic, którą stanowi słynna Limes Romanus (czego – nawiasem pisząc – wiele cywilizacyjnych konsekwencji widocznych jest tam po dziś dzień) zachwyca swą architekturą, a przede wszystkim – górującą nad miastem – monumentalną klasycystyczną bazyliką.
W ramach rewizyty pięcioosobowa reprezentacja klubu z Esztergom odwiedzi nasze miasto w dniach 19-23 maja, biorąc udział w XLVI Międzynarodowym Turnieju Szachowym o Puchar Prezydenta Miasta Gniezna oraz innych przygotowywanych imprezach szachowych.
Jacka Kukorowskiego z Esztergom:
Droga do Esztergom
Szarości czwartkowego przedświtu zwiastują wczesną porę wyjazdu.
Czekamy na Dawida – spóźnia się, ale to normalne. Kukorzewo gotowe na wyjazd na Węgry, Dawid dociera, przepakowujemy co potrzeba. Jedziemy do Gniezna.
Dosiadają się prezesi: Miro najpierw, później Wiesiu. Jest już prawie jasno. Ruszamy. Września, Pleszew, Olesno – mijane po drodze. Kierujemy się na Zwardoń ku przejściu granicznemu. Chwilę wcześniej zakupy po polskiej stronie (paliwo, przekąski i co tam jeszcze), by za moment poczynić podobne sprawunki po słowackiej stronie. Kupujemy jeszcze winietę na minimum dziesięć dni – taka sytuacja!
No i szlag trafił wszelkie plany przejazdu, bo już po kilkudziesięciu kilometrach „dżipies” wyrzucił nas na najkrótszą drogę (czytaj: najdłuższą czasowo!). Mijamy co się da minąć: domy, rzeki, liście w pięknym rozkwicie (nie to co u nas przed chwilą), sporo gór i w oddali ośnieżone szczyty. Im bardziej na południe, tym więcej Cyganów – ponoć taki lokalny koloryt. U nas tego nie ma.
Jedziemy. Większość załogi przysypia, albo ucina pogawędki. Czasem wesoło, czasem sennie. Kierowca niewzruszenie brnie naprzód! Mijamy kilka patroli miejscowej policji. Patrzą na nas, ale bez większego zainteresowania. W oczy rzuca się mnogość pomników poświęconych władzy sowieckiej: gwiazdy i sierpy z młotami – u nas to na szczęście przeżytek!
Droga coraz marniejszej jakości, kręta, z mnóstwem tirów do wyprzedzenia.
Kierujemy się na południe. Wreszcie pojawiają się znaki na Štúrovo (to część słowacka, północna, naszego docelowego miasta – po „tej” stronie Dunaju). Ostrzychom – sam nie wiem skąd ta nazwa, Esztergom to wersja węgierska. Kilka zawijasów drogowych i już widzimy z daleka przepiękną bazylikę. Jeszcze nie wiemy, że za chwilę będzie można ją zwiedzać. Na razie podziwiamy z daleka, niczym gnieźnieńską katedrę na dojeździe np. z traktu królewskiego z Poznania. Za chwilę pojawia się nitowany żelazny most. Powoli zagłębiamy się w jego meandry. To dobre określenie – zagłębiamy się.
Most przecudnej urody. Pełno ludzi na nim – spacerują, robią zdjęcia, rozmawiają, ktoś tu i ówdzie przytula tę drugą swoją połowicę, ktoś inny zamaszyście dyskutuje. Mijamy cały ten rozgardiasz. „Dżipies” lekko nas wprowadza w błąd, ale za chwilę już sobie radzimy. Za mostem podróż pod górę, przez uliczki wręcz cukierkowego miasta. Mijamy rynek, kamienice, za chwilę widać klasztory i kalwarię. Brniemy dalej. Chwila niepewności i już u celu. Tam przy krawężniku machają do nas, chyba dobrze trafiliśmy.
Pierwszy wita Geza, za chwilę inni. Lody przełamane. Oni są tacy jak my, my – tacy jak oni. Niby to nie jest zaskoczeniem, ale była drobna niepewność. Klucze do pokojów. Rozpakowujemy się. Jest już prawie wieczór. Wieczorem przecież czeka nas pierwszy turniej – blitz.
Wszyscy grają. No, prawie wszyscy – kukor duży nie gra ( nie lubi takich szybkich rozwiązań. Wyniki różne, zabawa przednia.
Zaczynamy powoli integrować się. Nasza przewodniczka – Pani Zenona – niezastąpiona w tłumaczeniach zawiłości węgierskiej duszy. Rozmowy rozkręcają się, powoli zapominamy, że język jakby obcy i mało kto mówi po angielsku, czy francusku, czy (O!) po niemiecku. Tak – mówiono nam, że tutaj Język niemiecki święci triumfy i w sumie tylko w nim, tylko tak możemy się porozumieć. Rzeczywistość zweryfikowała teorię.
A więc tylko entuzjazm i śladowe wiadomości z lekcji angielskiego z podstawówki ratują sytuację.
Po godzinie, dwóch, sprawy językowe stały się drugorzędne. Pozostał entuzjazm i obustronna wola integracji!
Piątek rano troszkę ciężki. Wstaliśmy, bo tak trzeba było. Śniadanko w postaci kawy dodało nieco kolorów porankowi. Geza zabiera nas na przechadzkę. Miasto przecudnej urody. Zdjęcia nieomal same się robią w setkach, w tysiącach sztuk. Wiesiu nieco opóźnia spacer, ale jest usprawiedliwiony jako naddworny klubowy fotograf. Dawid też coś tam klika w aparacie. Reszta rozkoszuje się widokami. Za chwilę siadamy przy stolikach na dworze przy placu – w tle „parlament” (mówi Geza), czyli rada miejska. Przynoszą nam przepyszne i przesyte tiramisu – miejscowy specjał. Mała porcja, ale trudna do pochłonięcia w całości.
Znów rozmawiamy, trochę zdjęć. Ruszamy do budynku rady miejskiej. Trafiamy na Panią Zenonę. Uściski i serdeczne rozmowy. Zaprasza nas na dziedziniec. Robimy zdjęcia. Znów rozmowy.
Potem zaliczamy miejscowy rynek – targ wszystkiego. Miro kupuje zapas nasion różnych papryk z solennym postanowieniem wyhodowania bogatych plonów! Troszkę żartujemy z tych postanowień, ale Miro jest uparty! Za chwilę wracamy do domu – do akademika, w którym nocujemy.
Znów posiłek, a po południu pierwsza runda najważniejszego z Esztergomskich turniejów w dwóch odsłonach: czterech naszych zawodników gra w grupie OPEN; jeden, absolutny amator, w grupie „B”. No i sensacja właśnie w tej drugiej grupie.
Wieczorem Bracia Węgrzy zapraszają nas na kolejny spacer po Esztergom – tym razem szlakiem przyjemności i zabawy. Trochę pada, ale niczemu to nie przeszkadza.
Od rana runda, w dniu łącznie rund mamy trzy – ciężki dzień. Wyniki jak zwykle mogłyby być inne (lepsze/gorsze), ale to nie ważne – ważny jest entuzjazm zawodników Chrobrego, ale też zaangażowanie wszystkich pozostałych uczestników turnieju.
Kilka obserwacji: dzieci – dzieci, juniorzy, zawodnicy po 8, 11 lat, grają spokojne długie dobre partie. To dla nas zaskoczenie. Mamy przecież w tej materii różne doświadczenia z naszego własnego podwórka. Kolejna sprawa to cisza na turnieju – większość grających, a przynajmniej połowa to juniorzy. Każdy z juniorów w skupieniu i w ciszy gra swoje partie. Po ich zakończeniu albo analizuje zapis z trenerem, albo przygląda się w spokoju zmaganiom kolegów i koleżanek klubowych. Żadnych krzyków, bieganiny, hałasów. Prawdziwy balsam na nasze dusze skołatane doświadczeniami polskich turniejów, w których juniorzy są grupą dominującą bynajmniej nie na szachownicach!
Kolejna obserwacja: sędzia! Sędzia jest wyrocznią – żadnych dyskusji i wykłócania się. Turniej niezwykle sprawnie prowadzony, każda decyzja natychmiast jest wprowadzana w życie, każda uwaga przyjmowana z należytym szacunkiem, rozstrzygnięcia niemal natychmiastowe i co najważniejsze – sprawiedliwe, a czas i punktualność traktowane jako rzecz nadrzędna. Oj, mamy się czego uczyć od Braci Węgrów! Proszę wybaczyć prywatę, ale sędziowanie turnieju w Esztergom przypominało sędziowanie naszego nieodżałowanej pamięci sędziego Pana Piotra Przybylskiego! Czyli jak łatwo się domyślić było absolutnie wzorowe! Piszący te słowa sam przyglądał się z wielkim zainteresowaniem i z wielką radością niektórym interwencjom sędziego. Tak, to był bardzo dobrze sędziowany turniej!
Czworo naszych zawodników gra w grupie OPEN: Wiesiu i Miro z kadry oraz juniorzy: Dawid i Jasiu. W grupie „B” z przeciwnościami losu zmagam się ja. Wyszło jak wyszło – jako amator miałem całkiem niezły wynik i kolejną „częściówkę” do ELO klasycznego.
OPEN: tu sprawa poważniejsza. Walka od samego początku ostra. Wyniki jak zwykle nie odzwierciedlają zaangażowania. No, może w przypadku Wiesia, który ostatecznie zajął wysokie dziewiąte miejsce. Jaś zaliczył ładny przyrost ELO. Miro pomimo kilku dobrych partii uplasował się nieco dalej w tabeli. Podobnie Dawid.
Wieczorem nie mamy już sił (po wczorajszych wojażach) na nocne zwiedzanie miasta. Tym razem rozkładamy szachownicę w pokoju i gramy partie towarzyskie. Dzień później również wieczorem w akademikowej kuchni rozgorzeje ostry blitz pomiędzy (najpierw) Dawidem i Mirkiem, później Mira zmieni Wiesiu – są emocje, spore emocje.
Niedzielne rozgrywki to ostatnie dwie rundy. Juniorzy nasi mają lekki niedosyt, ale to dobrze. W drodze powrotnej z Węgier przyjdzie czas na analizę partii z pamięci. Tu znów dyskusje i rozwijające wyobraźnię szachowe spory. Później przyjdzie czas na gawędy Wiesia o arcymistrzach – chłoniemy tę wiedzę wszyscy.
Zanim to nastąpi jest jeszcze jeden szachowy mecz, dwumecz: najpierw szachy szybkie, potem blitz – Chrobry kontra drużyna z Esztergom. Wygrywamy, a więc jest dobrze. Tu nieskromnie nadmienię, że piszący te słowa we wspomnianym dwumeczu przyniósł jeden punkt po brawurowej końcówce, z czego jest okrutnie dumny.
Przychodzi poniedziałkowy poranek – dzień pożegnań. Oj, chciałoby się tutaj zostać dłużej, niemniej obowiązki pozaszachowe wołają do Polski. Geza niezawodnie budzi nas z samego rana. Jeszcze kilka serdeczności, kilka uścisków i zapewnień, „że właśnie i że oto” i już w samochodzie pomykamy ku granicy. Pogoda nieomal majowa opuściła nas już po kilkudziesięciu kilometrach, na granicy Polski ze Słowacją już na dobre wsiąknęliśmy w naszą pierwszą połowę kwietnia. Poczekamy jeszcze na te kwitnące bzy, na konwalie, których już tak wiele na Węgrzech. Poczekamy na Braci-Węgrów, którzy wraz z Braćmi-Litwinami powinni nawiedzić nasze kochane Gniezno w drugiej połowie maja. Wtedy pogoda będzie już u nas piękna, będzie pełnia maja z jego wszelkimi urokami. No i będzie czas na kolejne dobre szachowe spotkania. Szachowe, ale przede wszystkim na spotkania z przyjaciółmi, bo przecież szachy łączą jak nic innego. Prawda?
Zobacz także:
Wyniki III. Esztergom Kupa FIDE OPEN – Esztergom, 8-10.04.2016 roku – turniej A
Wyniki III. Esztergom Kupa FIDE OPEN – Esztergom, 8-10.2016 roku – turniej B
Drużyna Chrobrego w Esztergom – fotorelacja
Esztergom w obiektywie Wiesława Banacha